... więc najwyższy czas się jakoś do tego przygotować. Mimo że pewnie i tak nie pójdę na żadną imprezę z tej okazji, lubię ten nastrój, a że lubię się bawić, postanowiłam się pobawić z FX. Już od jakiegoś czasu chciałam się pouczyć trochę bardziej charakteryzatorskich makijaży i efektów, ale jakoś zawsze znajdowały się inne rzeczy do roboty. Halloween ostatecznie zmotywowało mnie do zrobienia zakupów i rozpoczęcia zabawy. Na dobry początek zdobyłam płynny lateks i sztuczną krew, gęstą, płynną i w kapsułkach do przegryzania. To ostatnie to raczej takie widzimisię do zabawy, może zrobię z tym komuś jakiś kawał. Prawie na pewno zrobię. Ok, wiadomo, że zrobię, mam już plan komu.
Wracając już do właściwych efektów, narazie mam za sobą dwie próby. Pierwsza do mała rana, żeby w ogóle wyczuć materiały i technikę. Nic specjalnego, ale jak na pierwszy raz, jestem całkiem zadowolona.
Po prostej ranie przyszła kolej na coś większego. Wiem, że to straszna klisza i wszyscy to robią, ale nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam "usta Jokera". Zostałam jednak przy samych rozdartych ustach, stwierdziłam, że nie będę robić już całego, jokerowego makijażu. Na początku nie wyglądało to zbyt dobrze...
Dopiero po dodaniu naprawdę SPOREJ ilości sztucznej krwi, zaczęło wyglądać to trochę realistycznie i całkiem paskudnie. O to przecież w tym wszystkim chodzi. Makijaż jest efektowny, ale nie nadaje się na imprezę ani spotkanie ze znajomymi przy kawce. Przez to, że mamy warstwy lateksu, chusteczek i krwi przyklejone na bardzo ruchomej części twarzy, lepiej się nie śmiać, bo wszystko może się zepsuć. Mówienie też nie jest zbyt wygodne, a nawet może być dość trudne.
COMMENTS