[embed]https://www.youtube.com/watch?v=l1k8wHUx2XU&feature=youtu.be[/embed]
Kiedy zaczynałam prowadzić bloga i myślałam o robieniu You Tube'a postanowiłam, że nie będę robić filmów typu "ulubieńcy" czy haule, bo jest tego już wystarczająco dużo. Jednak zauważyłam, że jest to jeden z rodzajów filmów, które oglądam najchętniej. Postanowiłam więc zrobić przegląd       i podsumować październik.

DSC_0378
1. Embryolisse Lait-Creme Concentrait
Krem-legenda, który rzeczywiście dorasta do wszystkich dobrych opinii, które słyszałam. Bardzo lekki, szybko się wchłania na dodatek nie ma parabenów i jest bardzo dobrze nawilżający. Według producenta nadaje się do wszystkich rodzajów cery i myślę, że to rzeczywiście prawda,. Krążą legendy, że modelki odmawiają wizażystom makijażu, jeśli ci nie maja w swoim kuferku tego kremu. Nie wiem, nie sądzę żeby to naprawdę się działo, ale krem jest naprawdę delikatny i "bezpieczny", dlatego myślę, że rzeczywiście może być taką starą, sprawdzoną opcją, która nikomu nie zrobi krzywdy. Ja używam go rano, przed makijażem i naprawdę bardzo dobrze przygotowuje skórę do przyjęcia kosmetyków.

DSC_0389
2. Sleek Contour Kit "Light"
Sleek Contour Kit, to bardzo zgrabny, mały zestaw do konturowania składający się z bronzera i rozświetlacza. Chciałabym się skupić na tym drugim. Jest to bardzo ładny szampańsko-brzoskwiniowy rozświetlacz, który nadaje skórze blasku, ale nie jest zbyt ordynarny. Nie jest tak bardzo biały, że jest widoczny na skórze, tylko daje bardzo ładny połysk(?) i rozświetlenie (duh). Ja używałam go chyba codziennie od kiedy kupiłam go jakoś we wrześniu. Bronzer nie jest już taki świetny. Przede wszystkim, moim skromnym zdaniem, nie nadaje się do konturowania. Jest ciepły, na niektórych cerach może być wręcz pomarańczowawy, dlatego nadaje się bardziej do ocieplania cery niż nadawania kształtu policzkom.

DSC_0386
3. Inglot, Duraline
Duraline to stary, stary ulubieniec. Zorientowałam się jak bardzo go lubię w momencie, w którym się skończył i okazało się, że nie jestem w stanie go niczym zastąpić. Nie kupowałam go przez jakiś czas, bo ciągle nie było mi po drodze do Inglota i ciągle miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Nie miałam czym rozcieńczyć żelowego linera, nie miałam jak użyć cieni na mokro. Kupiłam nową buteleczkę i zakochałam się od nowa. Stara skończyła mi się po baardzo długim czasie, myślę, że około mięło około 1,5 roku, więc jest naprawdę bardzo wydajny.

DSC_0390
4. Toni Morrison "The Bluest Eye"
Teraz czas na książkę i to nie byle jaką, bo książkę noblistki Toni Morrison. Moim zdaniem jest to bardzo dobra lektura dla wszystkich interesujących się problemami rasowymi, nierównością, seksualnością i płciowością, a także jeśli interesujecie się literaturą amerykańska w ogóle. Książka opowiada o losach różnych bohaterów, którzy jakoś, w którymś momencie wpłynęli na swoje życie. Opisuje relacje miedzy kobietami, które są matkami, córkami, siostrami, żonami, służącymi, prostytutkami i dziećmi, a także ich stosunki z mężczyznami. Zdecydowanie nie jest to lekka książka. Nie tylko porusza trudne tematy, ale jest tez bardzo bezwzględna dla czytelnika. Morrison nie ucieka od trudnych problemów, najokropniejsze wydarzenia, gwałty, molestowanie dzieci, opisuje bardzo plastycznie i mocnym językiem.

5. Guy Delisle "Albert i Alina"
Guy Delisle to jeden z moich ulubionych autorów komiksów. Do tej pory znałam głównie jego komiksy podróżnicze np. "Kroniki Jerozolimskie" czy "Pjongjang" i komiksy o jego małym synku Louisie. "Albert i Alina" to coś zupełnie innego. Jest to zbiór krótkich, niemych historyjek, które zazwyczaj zajmują stronę, max trzy. Każda historyjka opowiada o innych bohaterze, kobiecie albo mężczyźnie. Niektóre są śmieszne, inne straszne, niepokojące albo dziwaczne, ale wszystkie tworzą naprawdę smaczną całość. Nie jest to może komiks dla kogoś, kto zaczyna przygodę z komiksem, dla takich osób bardziej polecam te podróżnicze komiksy Delisle'a, ale poza tym, naprawdę, naprawde polecam ten komiks.