Jest już prawie połowa stycznia, co oznacza, że miałam wystarczająco dużo czasu żeby podsumować miniony rok. Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych w moim życiu. Spędziłam go z super ludźmi, mam chłopaka lepszego niż mogłam się spodziewać w życiu, pojechałam do Szwecji, co było moim prawdziwym marzeniem, obroniłam licencjat, co już nie było aż takim wielkim marzeniem, ale trzeba było. W końcu, po latach oglądania filmów na You Tubie i myślenia co by było, gdybym założyła swój, przestałam myśleć i po prostu zaczęłam je kręcić. Nadal nie są dobre, ale gdzieś trzeba zacząć. Miałam okazję pracować  przy kilku fajnych sesjach, malować trochę fajnych osób.
Mimo że ten blog powstał jako platforma, na której mogłabym pisać o makijażu, nie ma co ukrywać, jest jeszcze parę innych rzeczy, które zajmują moją uwagę. A skoro jest to mój blog, to będę pisać też o innych rzeczach. Dlatego w moich ulubieńcach uwzględnię też rzeczy/wspomnienia, które nie dotyczą mejkapów. Przedstawiam je w punktach, ale zdecydowanie nie jest to ranking. Kolejność przypadkowa.



MAKIJAŻ+KOSMETYKI

  • It's Skin Prestige Creme D'Escargot BB Cream. Wow. Po prostu wow. To zdecydowanie mój ulubiony krem BB jakiego próbowałam. Jest zupełnie niewidoczny na skórze, ale jakimś cudem wyrównuje jej kolor.  Moje powieki i generalnie okolice oczu są o wiele, wiele ciemniejsze niż reszta mojej twarzy. Ten krem jakimś cudem trochę to wyrównuje. Nie zakrywa, ale zdecydowanie widać różnicę. Na początku wygląda dość strasznie, bo jest dość ciemny, ale w miarę jak się go rozciera, staje się niewidoczny. Magia. No i ten zapach... malowanie się tym kremem, albo może nawet bardziej smarowanie, to czysta przyjemność. Skóra jest miękka, nawilżona i zadowolona. 

  • Cień Catrice numer 420 Talk Like An Egyptian. Bardzo ładny prasowany cień. Aksamitna, prawie kremowa formuła. Najlepiej nakłada się palcem i można wtedy uzyskać niesamowicie błyszczący efekt. Dużo drobinek, dużo blasku. Łatwy sposób na podbicie jasnego makijażu.Wady to okropne opakowanie, które się szybko rozwaliło i teraz cała moja szuflada jest złota a sam cień, przez to, że jest bardzo miękki i się kruszy, się, uwaga, pokruszył.

  • Ardell #318. Idealne połówki rzęs i idealne sztuczne rzęsy dla mnie. Będę niepoprawna i powiem, że nie lubię nosić sztucznych rzęs i uważam, że w dziennym makijażu to chyba przesada. Jak ktoś lubi, proszę bardzo, ale dla mnie to tak jak przerysowywanie ust. Zawsze wygląda super na zdjęciach, ale mi się po prostu nie chce..A kredka poza ustami wygląda po prostu śmiesznie i i tak wszyscy wiedzą co się święci. No, ale wracając do rzęs to jeśli miałabym jakieś przykleić i spędzić w nich na przykład wieczór, to tylko w tych. Nie za długie, idealnie wtapiają się w naturalne rzęsy, lekkie, przyklejanie ich trwa tyle co nic. Polecam.

  • Było jeszcze wiele, wiele innych rzeczy, o których nie będę już szczegółowo pisać, bo albo wspominałam o nich wcześniej, albo są bardzo dobrze znane. Będą to takie rzeczy jak zestaw do konturowania ze Sleeka, NAKED2 podkład True Match czy The Falsies z Maybelline. Wszystkie tak samo lubiane.


KSIĄŻKI, KOMIKSY, FILMY, MUZYKA i RESZTA ŻYCIA

Ten rok nie obfitował specjalnie w wydarzenia kulturalne, niestety, mój mózg był zajęty głównie zajęciami, licencjatem i innymi niezbyt ciekawymi rzeczami. Dzisiaj, zorientowałam się, że nie byłam na żadnym koncercie. ŻADNYM. To się nie zdarza. Ale zdecydowanie często chodziłam do kina. Filmy, które szczególnie zapały mi w pamięć to Gone Girl i Grand Budapest Hotel. w tym roku stwierdziłam, że totalnie uwielbiam Wesa Andersona i obejrzałam lwią część jego filmów.

Jeśli chodzi o komiksy, to w tym roku, pisałam licencjat o Czarnej Panterze, więc siłą rzeczy, czytałam głównie jego przygody, ale w tym roku wróciłam tez do Guya Delisle i bardzo go polecam. Zdecydowanie bardziej niż Czarną Panterę.
Toni Morrison zdecydowanie zawładnęła moją książkową półką w tym roku. Jeśli nie czytałam czegoś na studia, najprawdopodobniej czytałam coś Morrison.


Zawsze bardzo lubiłam grać w Diablo. Pamiętam jak byłam mała i grałam z ojcem. W tym roku, przeszliśmy z Markiem najpierw trzecią część, potem dodatek Reaper of Souls. Przednia zabawa. Wiem, że teraz już pewnie za późno, żeby uznać to za ulubieńca 2014, ale zaczęłam tę grę w 2014, więc może się liczy. Assasins Creed. Ten w Paryżu czasu rewolucji. Po poprawkach już się nie tnie i teraz każda moja wizyta u Marka chociaż w części, poświęcona jest na randkę w Paryżu. Ups.
Ale rok 2014, to nie tylko rok gier na konsolę. Jak masa innych ludzi, w tym roku odkryliśmy na nowo planszówki i karcianki. Na pierwszym miejscu zdecydowanie Dominion. Gdyby nie został nam brutalnie odebrany, prawdopodobnie spędzilibyśmy z nim cały wyjazd nad jezioro. Potem Dixit, gra na skojarzenia. W święta, brat przedstawił mi Netrunnera. Zupełnie inna bajka, zdecydowanie trudniejsza, ale zabawa wydaje się mega.


Nie mam chyba żadnych specjalnych muzycznych ulubieńców. Zwykle jestem dość na bieżąco, przynajmniej staram się być. W tym roku niespecjalnie mi to wyszło. Na pewno podoba mi się to co robi FKA Twigs. Polubiłam siostry z HAIM i nową płytę Caribou. Jessie Ware nadal jest królową mojego serca, a kiedy chcę czegoś spokojnego to nadal włączam How To Dress Well albo Explosions in the Sky. Jak mi smutno katuję się Burialem albo Jamesem Blake'iem...



Był to niesamowicie ciekawy rok. Zupełnie inny  od poprzednich. Wiem, że mówi się tak pewnie o każdym następnym roku, ale to prawda, był zupełnie inny. Mam nadzieję, że 2015 będzie tak samo inny, pracowity i pełen wydarzeń.